schowana w mrok ocieram duszny pot
podniecenie to
czy strach

jedna
druga kropla
żłobi własny bieg
w spokojne jeszcze serce lekkim drżeniem
wdziera się tętent koni
coraz szersze źrenice napędzają dech
a skóra niczym mgła paruje zapachem ziemi
wyraźne dotąd kontury
rozpływają się jak w obrazie z akwareli

we mnie
on
chłonę
wilgoć z rozkoszą

nadszedł tak cicho jak kochanek
czekałam

na deszcz…