Poderwała mnie, rozszarpana przez klekot cisza. To już ostatni moment na sejmiki. Wychodzę boso do ogródka, jest przyjemnie. Trochę popadało, wsłuchuję się w nuty drżących od rosy traw. Nieopodal tarasu posadziłam kilka ziół, po deszczu, czuć je intensywniej. Krzaki mięty, rozmaryn, bazylia, za siatką rozpościera się nawłoć. Piętrzy się, jako jedyna ocalała od burzy, lipa.
Niebawem bujnie posypie się złotem ze skruszonych liści. Potem wszystko zblednie, zamilknie. Wszelkie odgłosy przysiądą na skraju zjesienniałych myśli, w ciepłym fotelu, z(g)asną przy kominku.
Zamykam w dłoniach, zabieram trochę sierpnia do siebie. Oszukam czas, zostawię lato na dłużej…