gdy odchodzi człowiek
pozostaje niedopity łyk marzeń
gorzkie jak migdały chwile
i niewysłane listy opieczętowane słodkim dobranoc

wszystko wokół uczy się od nowa –
codzienna droga i jej pamięć stóp
kromka chleba wetknięta w dłoń
przez roztargnienie zostawiona rękawiczka

stary piec i odciśnięte w nim zgarbione plecy
z narzuconym bezładnie swetrem
w którego my wtuleni jak kociaki łaszące się
o miskę mleka

codziennie przykrywam pledem chłodne myśli czarne jak kawa którą wtedy parzyłam

czekam aż
pęknie ściana deszczu i zmyje bolące miejsca
wiatr zdmuchnie skrzypiace liście
przywoła pierwszy śnieg