Postanowiłam zadbać o zdrowy sen. Wyłączyłam ogrzewanie w sypialni, nakryłam się kocem. Ogólnie jestem strasznym piecuchem, ale gdzieś przeczytałam że w zimnym lepiej się konserwuje, dłużej trzyma. A wiadomo, lata lecą…

Ale ja nie o tym, a o śnie który to dzisiaj miałam. Nie wiem dlaczego akurat on. Znałam mężczyznę jak i jego historię. Miał ciemne włosy, diabła w oczach. Taki typ urody widywałam na okładkach magazynów. Często spacerował z dwoma psami pod blokiem. Na jego, trzydziestoparoletnią żonę mówiłam Rihanna. Istna kopia, fryzura, trochę podobna twarz…

Przyszłam do niego. Ale mina którą mnie przywitał, mówiła : „ja pierdolę, czego ona chce”. Więc zagarnęłam do niej. Zauważyłam, że mają jakąś rodzinną imprezkę, więc zostałam z ich córką. Malowałyśmy twarze, świetnie się przy tym bawiąc. Przy okazji zmieniliśmy miejsce, nagle pojawił się jakiś dom, było ciemno, trochę strasznie. Poświatę dawały latarnie. Rihanny już nie było.

Ogólnie wiem, że zostawiła rodzinę, zagubiła się, zatraciła…

Chyba podkręcę kaloryfer w sypialni a ją muszę odwiedzić. Adres od dwóch lat niezmienny. Gdzieś na komunalnym, na Lipowej. Podpytam jedynie o kwaterę i dokładny numer miejsca.